piątek, 24 stycznia 2014

Prawo do drzemki...

...Czyli przejawy powolności w codziennym życiu :)

Drzemka w ciągu dnia. Jeszcze rok temu nie potrafiłam zrozumieć potrzeby drzemania (najbardziej nie potrafiłam jej zrozumieć u mojego męża ;)). No bo... jak to tak?! Spać w dzień? Można przecież w tym czasie pokwękać, pomarudzić, poużalać się, że na nic nie ma się czasu, zbesztać Syna, poszukać sobie problemu... No właśnie :)

Od pewnego czasu pozwalam sobie na drzemki. Gdy moi chłopcy wychodzą rano do pracy/szkoły ja przytulam moją 10-miesięczną córkę i idziemy spać. Po południu też się zdarza. I co? I nic. Świat się nie zawalił od naszego lenistwa. Wręcz przeciwnie! Po drzemce odnajduję w sobie pokłady radości, łagodności i zrozumienia dla wszystkich, a najbardziej dla siebie samej. 



Drzemka jednak to nie tylko mój osobisty pomysł na lepsze życie, tylko dogłębnie przeanalizowane zjawisko! Otóż według naukowców z Harvardu ci, którzy pochrapują w ciągu dnia przynajmniej 3 razy w tygodniu mają o 37% niższe ryzyko śmierci na choroby serca.

(źródło: http://odkrywcy.pl/kat,1038059,title,Jaka-sila-drzemie-w-drzemce,wid,16043934,wiadomosc.html?smg4sticaid=612142)

Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wszystkim słodkich snów!


wtorek, 21 stycznia 2014

"Matka i dziecko" reż. Rodrigo Garcia


Matka i dziecko (2009)


Zdecydowanie wolę książki od filmów. Po obejrzeniu "Matki i dziecka" pomyślałam, że po prostu rzadko trafiam na dobre filmy i stąd ten wybór. Gdybym oglądała kino tej klasy, pewnie nie odrywałabym się od ekranu :)

"Matka i dziecko" to historia trzech kobiet, która opowiadana jest równolegle. Widz spodziewa się, że w pewnym momencie ich historie się połączą i tak się dzieje. Jednak łączą się one w sposób dość niespodziewany - i na pewno nie tak, jakby sobie widz życzył. Bo to nie jest taka sobie powiastka z happy-endem. 

 To film, który pokazuje to, co w naszym życiu najbardziej elementarne - relację matka-dziecko. Myślę, że matki przeżyją seans podwójnie. Polecam z całego serca ten kawałek dobrego, emocjonalnego kina. Zwłaszcza tym, którzy bardziej cenią książki ;)

Film jest dostępny w HBO GO.



sobota, 18 stycznia 2014

Jestem leniwa!

I dlatego:

1) robię sobie listy zadań - aby o niczym nie zapomnieć, aby właściwie rozplanować dzień, aby się zmobilizować do działania. Lista zadań, plan umożliwia mojej głowie uwolnienie od ciągłego myślenia o obowiązkach, pozwala mi na życie z czystym sumieniem dotyczącym powinności - jeśli wiem, co mam zrobić każdego dnia, tygodnia czy miesiąca, to skupiam się na tym dzięki czemu unikam chaosu. 
Wystarczy chwila spokoju, czysta kartka, ołówek aby spisać to, z czym musimy się uporać i plan robi się sam :) 
Teraz, odkąd jestem na urlopie macierzyńskim moje listy dotyczą planu obiadów na tydzień, zakupów spożywczych, sprzątania i innych obowiązków domowych. Staram się też planować większe wydatki - czyli spisywać nasze potrzeby (np. odzieżowe) i decydować, kiedy kupię poszczególne rzeczy. Pozwala to racjonalizować wydatki, nie ulegać chwilowym pokusom, czy pseudookazjom. 

2) staram się ogarniać obowiązki na bieżąco - np. wstawiam naczynia do zmywarki od razu po użyciu, odkładam rzeczy na miejsce, jeśli zauważam, że coś należy zrobić to szybko oceniam ile potrzebuję na to czasu i jeśli okoliczności na to pozwalają biorę się za to od razu. 

Odwlekanie to najgorszy wróg efektywności. Ile czasu marnujemy, gdy myślimy o czekających nas obowiązkach  - zazwyczaj z niechęcią, obawą. A przecież często są to czynności, które nie zajmują więcej niż 5 minut - wykonanie telefonu, odpowiedź na maila, uprzątnięcie małej przestrzeni. Ja np. nie znoszę prasować - to wyciąganie deski, żelazka a potem sama czynność prasowania - nuda! Dziś gdy moja córeczka zasnęła a chłopcy (mąż i syn) wyszli z domu nastawiłam stoper i zaplanowałam, że przez najbliższe 30 min prasuję. Przez ten czas wyprasowałam 5 koszul a na jednej zauważyłam plamę, więc szybko zaprałam ją odplamiaczem. 30 min wystarczyło jeszcze na powieszenie koszul i uprzątnięcie deski i żelazka. Gdybym nie podjęła tego działania, to pewnie te pół godziny zleciałoby na niczym a ja któregoś dnia stanęłabym przed szafą i pomyślałabym: założyłabym koszulę, ale nie chce mi się prasować jednej sztuki, więc wciągnę na siebie sweter. ;)

3) zamieniam obowiązki w pasje - to mój sposób na dobre życie. Stosuję tę zasadę od czasów szkoły podstawowej, gdy nie zawsze miałam ochotę na odrabianie lekcji czy naukę. Zawsze wtedy starałam się zainteresować tym, z czym musiałam się uporać. Zazwyczaj okazywało się, że jeśli nie potraktuje się danego zagadnienia pobieżnie, tylko zgłębi się temat - to studiowanie go okazuje się być niezłą przygodą. Jako przykład można podać naukę tabliczki mnożenia - wkuwanie samych liczb jest średnio pasjonujące... Nie dziwię się dzieciom, które myślą o tym z dużą niechęcią. Ale można im pomóc przygotowując choćby grę typu Memory. Na małych kartonikach piszemy działania - 2*2, 3*4, 6*7 itp. i wyniki - 9, 14, 56... Bawimy się w memory a tabliczka mnożenia sama wchodzi do głowy. Inny przykład, to choćby podejście do sprzątania. Można to traktować jak syzyfową pracę - po co sprzątać skoro zaraz i tak się pobrudzi. A można podejść do codziennych porządków jak do większego projektu dbania o swoją rodzinę. Nie sprzątam dlatego, że to lubię. Sprzątam, bo chcę aby moi bliscy przychodzili do przytulnego, czystego domu. Bo zależy mi na ich dobrym nastroju. Bo ich kocham i chcę im dać to, co najlepsze.

Oto moje sposoby na poskromienie leniwca i przeobrażenie go w zorganizowanego pasjonata. :) Pamiętam jednak, że leniwiec to moja natura, więc mam się na baczności i nie odpuszczam sobie :)

piątek, 17 stycznia 2014

Detale

Lubię detale.

Elegancki grzeczny strój i czerwone paznokcie. Pyszny sos w niewielkiej ilości, który podkręca smak prostego jedzenia. Biżuteryjny drobiazg, który trudno zauważyć. Urok deseni, wzorów pozornie do siebie niepasujących lub właśnie idealnie dobranych. Drobiazg wręczony bez okazji świadczący o pamięci, trosce. 

Lubię, gdy ten detal, o który zadbałam ktoś zauważy. Lubię, gdy odkryje tę grę, w którą gram z innymi i puszczam do nich oczko. Nie chodzi o perfekcję, chodzi o zabawę.

Detal często decyduje o smaku i o stylu. To detale powodują, że są przedmioty, które od razu stają się takie moje. 

Sztuka życia to dla mnie troska o detale. Bez zadęcia i zbędnej spinki.  Bez obsesji.


Czy to się kłóci z minimalistycznym podejściem do życia. Chyba nie. Dbałość o detale to dbałość o jakość życia, a mi szkoda go na bylejakość i półśrodki. Niech będzie pięknie!




środa, 15 stycznia 2014

Gdy dzieci posnęły, mama może pisać bloga :)

Od dawna nosiłam się z zamiarem stworzenia bloga - miałam wiele pomysłów na posty, właściwie wszystko mnie inspirowało do kolejnego wpisu. No i gdy nareszcie się zmobilizowałam i założyłam... brakuje mi pomysłów (a właściwie wszystkie wydają się nie dość ciekawe), czasu a najbardziej pewnie odwagi i dyscypliny. Mam nadzieję, że to chwilowa niemoc i jeszcze się rozpiszę.

A więc o czym by tu dzisiaj...? :) Zastanawiałam się ostatnio, zainspirowana wieloma blogami poświęconymi minimalizmowi czy też dobrowolnej prostocie (których jestem fanką!), skąd wziął się ten fenomen, ta moda, czy może potrzeba? Skrzywiona socjologicznym wykształceniem lubię dociekać przyczyny zjawisk. I wymyśliłam! Bez żadnych badań, obliczeń, ankiet. Frywolnie stawiam tezę: najedliśmy się do wyrzygu! Wysublimowanych dań i junk food. Mody - i z wyższej półki i tej 100% poliester (choć to teraz często jedno i to samo). Coraz większych domów. Wycieczek w miejsca, które już dawno przestały być egzotyczne. "Dość!" mówimy. I co teraz?

Pamiętam początek lat 90-tych i pierwsze reklamy w telewizji. Wtedy wydawało nam się, że nas bombardują, bo są nadawane przed każdym programem. Teraz - mam wrażenie, że niektóre seriale czy programy są nagrywane TYLKO po to, aby umieścić w nich reklamowane produkty, bo treści brak, przekazu brak za to nachalny i nieudolny product placement musi być. Ale wracając do początku - w latach 90-tych większość reklam, które pamiętam przedstawiały po prostu szczęśliwych ludzi. Z nowym proszkiem do prania, z kolejnym serkiem do smarowania itd. Nie pamiętam już produktów ale pamiętam przekaz - uśmiechnięci ludzie, szczęśliwe rodziny. I sama w pewnym momencie uwierzyłam w tę marketingową bajkę, że jeśli kupię zachwalane produkty, to moje życie będzie szczęśliwsze. Stąd ten przyjemny dreszcz podniecenia przy zakupach - nie cieszyła mnie konkretna rzecz, którą kupiłam, ale moje wyobrażenie, że dzięki tej rzeczy będę lepsza - taka jak ta radosna dziewczyna z kolorowych reklam. Jak to się stało, że się obudziłam? Pewnie tak jak u większości innych osób, które postanowiły uprościć swoje życie: pierwsze co zaczyna denerwować, to bałagan, brak miejsca na kolejne przedmioty i poczucie braku kontroli nad nimi. I tak to się zaczyna - od sprzątania w mieszkaniu do sprzątania w głowie. Bo człowiek myślący zaczyna się zastanawiać, jak dopuścił do tego, że rzeczy mają nad nim władzę.

Obecnie jestem w połowie drogi i odczuwam z tego powodu wielką satysfakcję. Trochę powyrzucałam niepotrzebnych rzeczy, trochę posprzątałam, zmieniłam nawyki konsumenckie - ale nie to jest najważniejsze - to, z czego się najbardziej cieszę, to to, że żyję świadomie, refleksyjnie. Poukładałam sobie priorytety i postanowiłam skupić się na nich - a resztą nie zaprzątać sobie w nadmiarze głowy. 
Moje cele to:
1) być oparciem dla rodziny
2) wspierać dzieci w stawaniu się odpowiedzialnymi ludźmi
3) prowadzić dom, do którego chce się wracać
4) być aktywną, energiczną, nie odpuszczać sobie
5) dbać o zdrowie najbliższych
6) patrzeć na życie z optymizmem, zachować radość życia.

To trudne wyzwania i choć myślę o nich codziennie to i codziennie ponoszę wiele porażek gdy próbuję je realizować. Ale to nic. Nie od razu Kraków zbudowano, jak to mówią :) Jestem teraz na tyle rozsądna, aby nie wymagać od siebie zbyt wiele. I cieszyć się z drobnych sukcesów. 




niedziela, 12 stycznia 2014

Wstępniak


Otworzyłam Duży Pokój w przestrzeni wirtualnej przede wszystkim dla siebie - dla uporządkowania myśli, z potrzeby zapisania tego, co snuje się po głowie, po to, aby zachować w pamięci ważne, zabawne, niepowtarzalne chwile. Mam nadzieję, że uda mi się osiągnąć te nieco wydumane cele poprzez zapiski dotyczącego naszego rodzinnego życia. 

 W moim rodzinnym domu (choć to szumna nazwa dla 36-metrowego mieszkania) były pokoje dwa - mały i duży. Teraz ja mam metrów tylko troszkę więcej bo 45 więc nadal nie mamy jadalni, sypialni i salonu. Duży pokój musi pełnić wszystkie te funkcje. W dużym pokoju dzieje się wszystko co ważne - tu rozmawiamy, jemy, śpimy, bawimy się, odrabiamy lekcje, gramy, czytamy, oglądamy telewizję. Tu się śmiejemy i kłócimy, żartujemy i gniewamy się.

A więc o czym tu będzie? O wszystkim! Wbrew wszelkim blogowym zasadom :) 
Duży Pokój to miejsce, które tętni życiem. Jak będzie tutaj - jeszcze nie wiem, ale mam nadzieję, że każdy kto tu wejdzie dobrze się poczuje.