środa, 5 lutego 2014

Siła nawyku

Nie, nie - mój nowy zapisek (celowo nie użyłam słowa "post") nie będzie o poczytnej książce Charlesa Duhigga (którą mam, czytałam i o której być może napiszę słów kilka). Będzie o tym, że trzeba się pilnować.

Jakiś tydzień temu moja szwagierka zrobiła mi niesamowitą przyjemność pytając, czy zostałabym matką chrzestną jej małego Synka. Ja w przypadku moich dzieci przykładałam wagę do tego wyboru i starałam się wybierać osoby, które swoją postawą, wiarą, swoimi poglądami są bliskie mojej rodzinie. To nigdy nie był wybór według klucza pokrewieństwa. Dlatego naprawdę uważam, że bycie rodzicem chrzestnym to ważna i odpowiedzialna rola. I tym bardziej mi miło, że po raz pierwszy spotkał mnie ten zaszczyt :)

Ale, ale... Co się stało, gdy lekko ochłonęłam? Niestety, nie to co powinno. W mojej (czasem jednak pustej) głowie zamiast myśli na temat tego, jak chciałabym pomóc rodzicom, co mogę zrobić dla chrześniaka, w jaki sposób powinnam podejść do nowej roli - pojawiły się myśli dwie - jakże marne! - "co ja na siebie założę?" i "co kupię w prezencie?"

Pierwsza myśl pochłonęła mnie tak, że ruszyło pełną parą wszystko to, co wciąga nas w wir konsumpcjonizmu: allegro, blogi modowe, fora zakupowe itp. Trzy dni zagłębiałam się w trendy "wiosna 2014" po to, aby sporządzić listę zakupową na tę jedną okazję. Dzięki rajdowi po stronach www odkryłam nawet chińskie allegro i zauroczona cenami prawie dałam się wciągnąć w zakupy, a być może nawet shoppingowe uzależnienie. Bo przecież nowa spódnica wymaga nowej bluzeczki, ta z kolei ładnie wygląda tylko z żakiecikiem, który jest dostępny w kolejnym sklepie; żeby cały look był na czasie niezbędne są nowe szpilki (to nic, że nogi będą bolały...), a całość pięknie dopina nowa biżuteria. Wszystko oczywiście niedrogie (ale sumuje się do niezłej kwoty), słabej jakości (no tak, w końcu to strój na jedno wyjście) i niepasujące do reszty moich ubrań (ale kto by się tym przejmował, jest okazja więc można - ba! TRZEBA! zaszaleć). Magia bliskości milionów ubrań, oglądanych w domowym zaciszu i tak łatwo dostępnych znów zadziałała.

Mój Anioł Stróż jednak nie dał mi całkowicie zgłupieć :) W pewnym momencie poczułam przesyt tematem. Rety, zmarnowałam kilka dni zaślepiona rządzą posiadania kilku szmatek! No i czuję, że w pewnym sensie zdradziłam moje przekonania. Wydawało mi się, że tego typu konsumpcyjne wariactwa już są za mną - że jestem świadoma, racjonalna, oszczędna. Że znam priorytety. No.

Jednak stare przyzwyczajenia atakują nas w najmniej spodziewanych momentach. I pewnie dużo czasu minie zanim stare złe nawyki w całości uda mi się wykorzenić. Ta sytuacja wiele mnie nauczyła - i o sobie, i o swojej garderobie. Na pewno napiszę wkrótce o tym, w jaki sposób podchodzę do zakupów odzieżowych - bo jak widać przyda mi się takie spisane "memento".


2 komentarze:

  1. Tak to właśnie jest:) Też tak mam, także w galerii, nie tylko w necie. Ale w sumie sądzę, że to nieszkodliwe, tak sobie oglądać, w wyobraźni kompletować. Zauważyłam, że w moim przypadku niekoniecznie jest to czas zmarnowany, który powinnam przeznaczyć na coś "lepszego", "wartościowszego". Bo dlaczego nie pozwolić sobie na taką odskocznię? Jeśli tylko mam świadomość, że niekoniecznie te rzeczy kupię, to śledzenie ciuszków może być równie dobrym relaksem jak obejrzenie serialu albo nawet - o zgrozo! - jak spacerek, czytanie lub inna szlachetna czy rozwijająca rozrywka. Czasem po prostu potrzebuję utonąć w tych ciuchach i się zapomnieć. A potem wyłączyć komputer. Albo wyjść na powietrze z galerii. Co Ty na to?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz... mnie jednak rozeźliło, że tak łatwo dałam się podejść :) I nie chodzi może o samą stratę czasu - chodzi o to, że tak szybko zapomniałam to, co sama ze sobą ustaliłam.
      Chyba czuję, że po prostu jeszcze nie wyszłam z nałogu. Bo kiedyś kupowałam byle co, byle jak, byle tylko mieć. Mam wrażenie, że jesteśmy w nieco innym miejscu - Ty sobie spokojnie oglądasz ciuszki, żeby odetchnąć i poznać trendy :) Ja niestety zaczynam ich pragnąć, choć wiem, że nie są mi potrzebne.
      Ależ wywód na temat ciuchów! :) Jaka autoanaliza! Eh... ;)

      Usuń